sobota, 25 lipca 2009

nie pamiętam jak to było inaczej.

utkwiłeś mi w pamięci..

gdyby tak zniknąć w chmurach?

zjadłam swoje uszy na kolację.

where is my poison?


jeny, dlaczego nie potrafię ruszyć się naprzód, dlaczego nie potrafię wyczarować sobie wytrwałości!

piątek, 24 lipca 2009

mam obolałą głowę od myśli, od przemyśleń, od gniewu, od zazdrości, od chaotycznej pewnej skromności. jeny

środa, 15 lipca 2009

Czuję swobodę, nie wiem dlaczego. Nigdy nie mam czasu napisać, kiedy ino powinnam, kiedy mam to w głowie szeroko, obszernie pojęte. Kilka wysuszonych dni w szufladzie, sprawia, że nie czuję tego co przedtem, że nie czuję tego tak intymnie, zwięźle jak wcześniej.
Dokładnie, retoryczniej.. Wakacje, wciąż powtarzam, jakie one nieswoje, przede wszystkim obce, nie moje, nie wiem. Planowałam co innego. ODMIENNEGO. A witają mnie zgrozy, nie perfekcja, która mi codziennością świeci nad ranem.
Na schodach, w kawie, na szczotce.

Lubię ten skrawek;
Słyszę czerwony, potyka swą dekorację o me stopy.
Dźwięk roweru kołyszę dziecko do snu.
Kołyska, głucha jak ptak.
Dziecko ryczy, ojciec wstaję.
Matka śpi, śliniąc swe ponętne, duże usta, poduszkę.
Jej piersi zamknięte w bluzie, schowane jak gniazdo.
Mężczyzna, dużej postury wypatruję czegoś w oknie.
Gwiazda spada nad jego nos.
Okno, jakie one dziwne, te okno.
Kobieta wydaję zapach swego ciała, dziwny.
Jednak rozkoszny.
-Czymże pachnie trawa, dziecino?
Perswazją.
Pamiętam tamten dom, zielonej cegłówki.
Za ciszył wtedy to.
Pod nogami mam ręce.
Uszy czerwienią się od zimna, od zimna, od zimna.
Dziecko, wtulone z brzydką, ślepą lale.
Kobieta, spuchnięte ma czoło.
Rybi głos dochodzi zza szafy.
- Nadajmy szyfr paskom.

poniedziałek, 13 lipca 2009

Zagryzam siebie, pod szyją, to robię.




Nie wiem.

wtorek, 7 lipca 2009

Mam bzika na punkcie swojej fobii, swoich czynów. Wszystkiego. Czuje się zagrożona, o matko.
Pogoda, jaka teraz panuję, doprowadza mnie do stanu udręczenia, paniki. Monotonnego bólu głowy. Zależności.
Nie smęć Joanno.
Dziś, po raz kolejny zastanawiam się co znów wytoczyć, czym się zająć tego wieczoru, co dotknąć w głowie i utulić słowem.
Nie wiem. Jest tego wiele, jakiś czas zatrzymywałam to dla siebie, bezskutecznie. Gdy tylko przechowam emocje w sobie, znikają, kiedyś wracają, burząc falę złości, absurdalnej paranoi.
Wszystkiego w dostatku niemiłego. Kiedy, jednak piszę tutaj, czuję ulgę, czuję i ją moja głowa, wypróżniona jak sprawy fizjologiczne.... Dzisiaj nie wiem, nie pamiętam.
Są wakacje. Nudne, ponure, jak żadne inne, tegoroczne, nie wiem jak się zapowiadają, nie czuję nic, nie wiem co powinnam robić. Mam poczucie, że wszystko co robię i tak nie ma żadnego składu, nie mam czasu na swoją edukację, osobistą.
Ja, wielbiąca książki, teraz prawie nic nie czytam, co się dzieję.
Nie wiem.



O dziwo.

sobota, 4 lipca 2009

Rozbieram i ubieram wciąż myśli. Nie wiem czy czuć powinnam satysfakcję czy niedobór, złość, obojętność?
Ciągle tłumie jeden beznadziejny wątek, wcale nie epizod, świat na kółkach w mej głowie obraca się, nie robiąc kroku w przód, nie walczę, nie umiem.
Wakacje, tłum ludzi, para gorąca ściekająca po moich koślawych plecach. Słońce terroryzujące moją twarz, me ciało.
Jest mi niedobrze.
Nowa klasa, szkoła, środowisko, dla mnie, ja wciąż borykam się z niedostatkiem próżności, ja chcę tamtych ludzi, tamtą szkołą. Brzmi to dziecinnie, prawda? Jakże inaczej, choć nie obawia mnie to słowo, wciąż czuję dziecinna skrajność gdzieś panującą, gdziekolwiek w pobliżu, nieopodal.
Nie potrafię zamknąć tego rozdziału, innego również. Nie potrafię. Boję się, że wszystko zniknie z zaszyfrowaniem wielu zdań, zamknięciu się.
Ja nie chcę.......

Archiwum bloga